Dzwoni do mnie szefowa i mówi: „Ania, bo ty masz tam takie dwie babki”. Mówię: „No mam, taką matkę i córkę”. „Bo one zadzwoniły do siedziby firmy, żeby powiedzieć, że ty masz francuskiego narzeczonego i się nimi źle zajmujesz”. Ja mówię: „Nie mam! Mam katalońskiego chłopaka, ale one o tym nie wiedzą”.

Były takie dwie panie, dobrze je pamiętam. Córeczka – taka rycząca trzydziestka i mamusia – rycząca pięćdziesiątka. Nie wiem, po co one tam przyjechały. No ale zadzwoniły, jak widać, do mojego biura z reklamacją. Podobno narzekały też na fatalny hotel, mówiły, że jest beznadziejnie. Jakiś pan tego słuchał, mój turysta, podchodzi do mnie i mówi: „Pani Aniu, pani się nimi nie przejmuje, one teraz narzekają na wszystko, a posiłki to wpier…, aż im się uszy trzęsą”.

Anna, była rezydentka w Hiszpanii

Pamiętam, że w Indonezji problemem okazał się ryż. Panie mi składały ogromną reklamację i jedna z najważniejszych uwag brzmiała: „Ciągle podawali ryż”. No… w Azji faktycznie trudno spodziewać się ziemniaków.

Anna, pilotka po egzotycznych krajach

Kiedyś w reklamacji od moich turystów przeczytałam: „Cykady cykały za głośno”. Pomyślałam: „No jasne! Jak mogłam o tym nie pomyśleć!”.

Aleksandra, rezydentka w Turcji

Dzwoni kiedyś do mnie turysta, że chce złożyć reklamację na samochód z wypożyczalni, bo jak jeździ tym samochodem, to mu cały czas świeci kontrolka zapinania pasów. „A zapina pan pasy?” – pytam. „No nie, nie lubię jeździć z zapiętymi”. No to reklamował.

Michał Cizio

„Tymczasem w Bułgarii grupa Polaków w jednym z hoteli chciała składać reklamację, gdyż w ofercie barowej od godziny 10.00 rano do 15.00 nie było wódki. Nie było również wódki w ostatniej godzinie dnia poprzedniego. Państwo w ramach rekompensaty zażądali przedłużenia doby hotelowej dla wszystkich, darmowej kolacji i all inclusive do godziny dwudziestej ostatniego dnia, inaczej sprawa trafi do sądu” (Fragment facebookowego fanpage’a „Polacy na ALL ekskiuzmi”).

Na szczęście nikt nie napisał na mnie reklamacji! – piloci powtarzają to zdanie, bardzo często z ulgą w głosie. Szczycą się tym, bo to oznacza, że mimo drobnych problemów wyjazd był udany i turyści nie mieli do niego żadnych uwag. Choć pilot nie ma ustawowego obowiązku przyjmowania reklamacji, to jednak w umowie klienta z biurem podróży najczęściej taki zapis się znajduje. A powody reklamacji mogą być przeróżne, często absurdalne. Kiedyś nie brakowało łowców okazji, którzy wykorzystywali reklamację do wyegzekwowania od biura dodatkowych świadczeń.

„Na początku tego sezonu pewien mężczyzna przywiezionym z Polski przyrządem zmierzył odległość z hotelu do plaży. A potem triumfalnie obwieścił, że w katalogu było napisane 300 metrów, a jemu wyszło prawie 500. Później obmierzył jeszcze pokój i też znalazł rozbieżności między ofertą a rzeczywistością. I oczywiście napisał reklamację – wzdycha Iwona, rezydentka dużego biura podróży w jednym z tureckich kurortów. Nie poda nazwiska, bo nie powinna mówić źle o klientach, nawet tych najbardziej uciążliwych” – pisała w 2014 roku w „Newsweeku” Renata Kim. Tacy turyści, którzy sprawiają wrażenie, jakby szukali na siłę powodu do złożenia reklamacji, zdarzają się oczywiście nadal, ale zdecydowanie rzadziej niż kiedyś. Polski rynek turystyczny jest coraz bardziej ucywilizowany. Turyści są bardziej wyedukowani, biura sprzedają to, co pokazują. Kiedyś zdjęcia w folderze były wariacją na temat hotelu, do którego przyjeżdżał turysta. Dlatego zdarzało się, że kupował kota w worku. Teraz, w dużej mierze dzięki dostępowi do Internetu, wszystko można wcześniej sprawdzić, można poczytać fora, dowiedzieć się, czy oferta biura jest zgodna z rzeczywistością.

Raz jako pilotka autokaru rejsowego miałam taką sytuację. Jechałam z dwiema superbabeczkami ze Śląska. Wydały mi się świetne, od razu złapałyśmy kontakt. Co przechodziłam przez autokar, to mnie zaczepiały, a to ciasteczko, a to „Pani Madziu, pogadajmy”. Postój. Dojechaliśmy akurat do Wrocławia, jeszcze na stary dworzec. Pamiętam, bo tam była taka charakterystyczna budka na środku. Jeżeli jakiś pasażer się nie zgłaszał, to w tym momencie szło się do tej budki i przez mikrofon mówiło: „Pan Jan Kowalski jest proszony o podejście do autokaru numer 12, który jest na peronie trzecim”. No i tak patrzę, a od strony tej budki idą tamte dwie panie. Myślę sobie: „Spoko, widzę, że wszystkie idziemy w stronę autokaru, pójdę za nimi, nie będę ich wyprzedzać”. Rzecz się działa w listopadzie. I jedna pani mówi do drugiej: „To co? Teraz, ty piszesz skargę na pilotkę czy ja? Bo przecież bilety na święta na grudzień są droższe do Polski, więc trzeba sobie jakoś sprawę załatwić”. One chciały napisać skargę, bo polityka firmy była wtedy taka, że po skardze jako rekompensatę dostałyby gratisowy bilet. Zamurowało mnie. Tego się po nich nie spodziewałam. Starasz się, rozmawiasz z tymi ludźmi, z sercem podchodzisz… W końcu skargi nie napisały, bo skapnęły się, że jestem za nimi, i zrobiło im się chyba głupio. Jednak do końca podróży się nie odzywały.

Magdalena Konik, była pilotka autokarów rejsowych

O tym, że jednak nie warto naciągać biura na reklamację, boleśnie przekonało się młode małżeństwo z Poznania. Po powrocie z podróży poślubnej z Grecji złożyli w biurze reklamację, żądając pięciu tysięcy złotych zadośćuczynienia. „Za co dokładnie turyści domagali się odszkodowania? Za wytartą baterię w łazience, szybko nagrzewającą się suszarkę do włosów, ciemne fugi i ubytek w kafelku. Oprócz tego w łazience, zamiast prysznica, była wanna z zasłoną wykonaną z ceraty. Ale to nie wszystko. Oburzenie wywołał także fakt, że deska sedesowa była wykonana z plastiku oraz że w pomieszczeniu pojawił się karaluch”*.

* M. Piotrowski, Turyści z Poznania chcieli 5 tys. PLN odszkodowania…, fly-4free.pl.

Sprawa skończyła się w sądzie, który uznał roszczenia turystów za nieuzasadnione i nakazał im pokrycie kosztów sądowych w wysokości 1684 złotych.

Przeczytaliście fragment książki „Polacy last minute. Sekrety pilotów wycieczek”. Jeśli jesteście ciekawi jacy bywamy na wakacjach, koniecznie łapcie za książę Justyny Dżbik-Kluge – znajdziecie ją w dobrych księgarniach.

„Polacy last minute. Sekrety pilotów wycieczek”

Wakacje to czas zawieszony, w którym nie działają normalne zasady. Polak z dala od domu pozwala sobie na wiele, na znacznie więcej niż w normalnym życiu. Wieczne narzekanie. Że zimno. Że gorąco. Że tłok. Że ludzi nie ma. Zabieranie jedzenia na zapas ze stołówek. Picie na umór. Ostentacyjnie wywyższanie się. Pozostawianie bałaganu wokół siebie. Rozwiązywanie zaległych sporów rodzinnych. Głośne kłótnie… O Polakach na wakacjach najwięcej wiedzą ci, którzy opiekują się nimi podczas wyjazdów – cierpliwi, nie dziwiący się niczemu profesjonaliści – piloci wycieczek. Z ich opowieści powstała ta książka o nas, o naszych wadach i zaletach, o aspiracjach i zaległościach, o marzeniach i ograniczeniach, które te marzenia oddalają. Wakacyjne krzywe zwierciadło.