Giełda wciąga często jak ruletka, a inwestor giełdowy jest narażony na panikę lub euforię. Aby odnieść sukces, trzeba zachować zimną krew i sceptycyzm wobec swoich umiejętności – podkreśla ekonomista i znawca psychologii biznesu dr hab. Piotr Zielonka.

Wyobrażenie przeciętnego śmiertelnika o giełdzie kształtuje w dużej mierze kultura popularna, zwłaszcza filmy takie jak „Wilk z Wall Street” Martina Scorsese. Wyłania się z nich obraz miejsca, gdzie dominują drapieżni maklerzy i pozbawieni skrupułów inwestorzy. Z drugiej strony – według tego stereotypu – typowy inwestor giełdowy ma skłonność do podejmowania szalonego ryzyka, rzucania wszystkiego na jedną szalę.

Ale, jak przekonują specjaliści, tego rodzaju potoczny portret gracza giełdowego często odstaje od rzeczywistości.

OPRZEĆ SIĘ ZBIOROWYM EMOCJOM

Zacznijmy od tego, że inwestowanie na giełdzie z samej swojej natury różni się od np. meczu bokserskiego, gdzie może być tylko jeden zwycięzca. „Giełda nie jest grą o sumie zerowej, czy, inaczej mówiąc, walką, gdzie jedni tracą, żeby drudzy mogli wygrać. Jednak mamy tu do czynienia z wielkimi emocjami, bo gra toczy się często o duże pieniądze. Potencjalna strata wywołuje przy tym silniejsze emocje niż potencjalny zysk” – wyjaśnia w rozmowie z PAP dr hab. Piotr Zielonka ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, autor książki „Giełda i psychologia”.

Wśród graczy giełdowych można wyróżnić dwie kategorie: tych, którzy robią to przede wszystkim dla przyjemności i ze względów prestiżowych, i innych – dla których gra jest ciężką pracą i głównym źródłem zarobku.

„Ci pierwsi podchodzą do inwestycji raczej bezstresowo, bo mają zapewnione dochody z innych źródeł, a giełda jest dla nich pasją czy okazją do poprawienia sobie samopoczucia Natomiast drudzy – wykonują bardzo ciężki zawód, więc muszą traktować grę bardzo serio” – zaznacza Zielonka.

Co prawda zmiany cen akcji na giełdzie są procesem losowym, ale inwestorzy nie działają zwykle irracjonalnie. Zanim włożą pieniądze, robią rozeznanie rynku i badają sytuację makroekonomiczną spółek.

Szczególnie dla grupy „zawodowców” istotne jest to, by zachować zimną krew w momencie, gdy wielu innych inwestorów ulega – pod wpływem różnych wydarzeń – skrajnym emocjom. Tymczasem widzimy bardzo dobrze, zwłaszcza w epoce kryzysu, że panika na giełdzie staje się bardzo zaraźliwa.

„Ci, których można nazwać +zawodowcami+, próbują zarobić wykorzystując nieracjonalność większości, gdyż widzą, że większość graczy ulega euforii albo panice, i na przekór temu starają się zachować zimną krew. Jest to obarczone dużym ryzykiem, bo przecież przeciwstawianie się większości jest zwykle czymś niemiłym, a co dopiero wtedy, gdy wiąże się to ze strachem przed utratą dużych pieniędzy” – tłumaczy naukowiec.

Przykładowo: jeśli ceny akcji jakiejś mocnej spółki nagle spadają, reakcją wielu inwestorów będzie ich lawinowa wyprzedaż. Gracze o zimnej krwi zachowają się inaczej: zatrzymają akcje tej firmy licząc na to, że po pewnym czasie pójdą one ponownie w górę. I, statystycznie rzecz biorąc, ta ostatnia strategia jest trafna: rozsądne inwestowanie w akcje zawsze w długim terminie przynosi dochód – odwrotnie niż w kasynie, gdzie w długiej, choć nieokreślonej perspektywie, zawsze tracimy. Choć nigdy nie wiadomo, jak długo przyjdzie nam czekać na odwrócenie się niekorzystnego dla nas trendu.

ODRÓŻNIAJMY TRAF OD SWOICH UMIEJĘTNOŚCI

Znawcy giełdy zauważają, że choć skłonność do pewnego ryzyka jest graczom giełdowym konieczna, to nie należy jej utożsamiać z ryzykanctwem. „Podejmując ryzykowną decyzję, trzeba się zastanowić, ile można na niej stracić. Jeden z guru inwestorów i autor bestsellerów z psychologii biznesu, Nassim Nicholas Taleb powiada: nie warto rzucić się pod walec, żeby podnieść kilka centów. Jeśli ktoś tak robi, to nie warto go naśladować” – uważa Zielonka.

Częstym błędem inwestorów, zwłaszcza początkujących, jest to, że oceniają decyzje według ich skutków, a nie biorą pod uwagę, jakie były motywy podjęcia takiej, a nie innej inwestycji. „Ktoś przecież mógł podejmować fatalne decyzje – ale wyszedł na swoje, bo los mu sprzyjał. I na odwrót: skutki właściwych decyzji mogą być niepożądane. Nie tylko na giełdzie mamy problem z odróżnianiem tych dwóch sfer” – twierdzi ekonomista.

Choć giełda różni się pod wieloma względami od hazardu, to w jednym go przypomina – łatwo wciąga i uzależnia. „Zarówno giełda, jak i kasyno dostarczają nieregularnych wzmocnień, czyli kar lub nagród – nigdy nie wiemy, kiedy i ile zyskamy, a kiedy stracimy. Jak pokazują badania psychologów behawioralnych sprzed wielu lat, tego rodzaju wzmocnienia stają się jednym z najsilniejszych nałogów” – podkreśla Zielonka.

EMOCJE NA GIEŁDZIE SĄ POTRZEBNE

Jak widać, uleganie giełdowej euforii lub panice może być groźne, podobnie jak uzależnienie od ryzykownych inwestycji. Ale nie zawsze emocje są dla gracza giełdowego czymś negatywnym.

„Badania wykazały np., że emocje mogą mieć także korzystny wpływ na podejmowanie decyzji. Otóż ludzie z uszkodzonymi obszarami mózgu, odpowiedzialnymi za odczuwanie emocji, błędnie szacują ryzyko i wykazują nadmierną skłonność do hazardu. To, że boimy się dużej straty, chroni nas przed ryzykanctwem” – zauważa Zielonka.

Pamiętać warto tylko o jednym – i zasada ta nie ogranicza się tylko do giełdy: nie podejmujmy kluczowych decyzji w stanie silnego wzburzenia czy euforii. Powodowani gorączką chwili możemy wpaść w sidła silnych emocji, z których potem niełatwo się będzie wydostać.

PAP – Nauka w Polsce, Szymon Łucyk
szl/ mki/
Źródło: https://naukawpolsce.pap.pl/