Jedni w nieustających ciemnościach nocy polarnej; drudzy latem, kiedy słońce niemal nie zachodzi. Polacy, którzy Boże Narodzenie spędzają pracując w stacjach polarnych Hornsund i Arctowski, kultywują tradycję: jedzą kolację wigilijną, śpiewają kolędy, ubierają choinkę.

Artykuł archiwalny

Oficjalne nazwy obu placówek to: Polska Stacja Polarna Hornsund im. Stanisława Siedleckiego i Polska Stacja Antarktyczna im. Henryka Arctowskiego. Pierwsza mieści się na Spitsbergenie w Arktyce i jest zarządzana przez Instytut Geofizyki PAN, a drugą na Wyspie Króla Jerzego w Antarktyce prowadzi Instytut Biochemii i Biofizyki PAN. Pierwszą od Warszawy dzieli prawie trzy tysiące kilometrów, a drugą prawie piętnaście tysięcy kilometrów. Przez cały rok w Arktyce lub Antarktyce pracują uczestnicy kolejnych wypraw polarnych – opisuje Dagmara Bożek w informacji przesłanej przez IGF PAN.

W tym roku obsada Polskiej Stacji Polarnej Hornsund w czasie Bożego Narodzenia liczy 8 osób, choć zwykle jest nieco większa. Zorganizowanie świąt w takim miejscu, nawet dla tak małej grupy, jest jednak nie lada wyzwaniem logistycznym.

„Stacja zaopatrywana jest na przełomie czerwca i lipca oraz podczas rejsu w sierpniu. Wtedy przywożone są produkty i materiały potrzebne do funkcjonowania Stacji. Później dostaw nie ma” – mówiła podczas przedświątecznego spotkania z internautami Joanna Perchaluk-Mandat, kierowniczka 42. wyprawy polarnej IGF PAN do Polskiej Stacji Polarnej Hornsund.

W związku z tym żywnością trzeba gospodarować tak, by w magazynach nie zabrakło produktów do przygotowania świątecznych potraw. Wysyłane do Polski helikopterem kartki świąteczne zrobić samemu, a znaczki na kartki zdobyć z miasta oddalonego od Stacji o ok. 130 km. W tym roku helikopter świąteczne kartki odbierał już 10 grudnia.

Każdego roku na początku grudnia Stację odwiedzają też pastor i ksiądz. Polarnicy wraz z gośćmi udają się wtedy na oddalony kilometr od Stacji Przylądek Wilczka. Tam znajduje się niewielki ołtarz, gdzie odbywa się bardzo krótka msza. Krótka, bo zwykle jest zimo i wieje. Potem wszyscy wracają do Stacji na poczęstunek. Śpiewa się też kolędy polskie i norweskie – opisywała Perchaluk-Mandat.

Polarnicy na oznajmiające czas kolacji wzejście pierwszej gwiazdki nie muszą czekać. Podczas Bożego Narodzenia na Spitsbergenie trwa bowiem noc polarna, a słońce przez 104 dni nie wschodzi powyżej horyzontu. „W okresie świątecznym niezależnie, czy jest godz. 8 rano czy 20 cały czas jest ciemno. Ustalamy sobie, kiedy zasiadamy stołu. Równie dobrze moglibyśmy zrobić to o godz. 8, ale staramy się zachować tradycję” – powiedziała Perchaluk-Mandat. W okresie nocy polarnej widoczność gwiazd może jednak ograniczać zachmurzenie, bo bezchmurna pogoda w tamtym regionie należy do rzadkości.

Wigilijny stół polarników jest dość różnorodny. Uczestnicy wyprawy pochodzą bowiem z różnych części Polski. Standardem zwykle są: karp, barszcz, grzybowa, groch z kapustą, pierogi. W tym roku na Stacji zimuje też Chorwat, więc poza polskimi potrawami na stole mają pojawić się chorwackie niespodzianki.

Choinka na Stacji jest, ale sztuczna. Powód jest dość prozaiczny: na Spitsbergenie nie rosną drzewa. Są wprawdzie wierzby np. żyłkowana czy arktyczna, ale to maleńkich rozmiarów rośliny, mniejsze nawet od grzybów. W tym roku mieszkańcy Stacji dostali jednak w prezencie prawdziwe świąteczne drzewko – mały świerk z Polski, który dostarczono helikopterem. „Po raz pierwszy od dawna na Stacji roznosi się więc zapach prawdziwego lasu. Na końcu świata takie drzewko pachnie dużo bardziej niż w Polsce” – podkreśliła Joanna Perchaluk-Mandat.

O północy część grupy ponownie idzie na Przylądek Wilczka. Na niebie może pojawić się wtedy zorza polarna, której widok może zapierać dech w piersiach. Raczej nie widać za to niedźwiedzi polarnych, bo w okolicy Stacji najczęściej pojawiają się one dopiero wraz z końcem nocy polarnej.

Święta na Stacji Polarnej nie są jednak czasem wyłącznie odpoczynku. Każdy ma swoje obowiązki, które musi wykonywać w konkretnych terminach – przypomniała kierowniczka wyprawy polarnej. Na przykład meteorolog (jest ich troje) podczas dyżuru co trzy godziny musi wysłać depeszę meteorologiczną z informacjami o m.in. temperaturze, ciśnieniu, widzialności itp. Tak jak każdego innego dnia pracuje też dyżurny, który przez 24 godziny pilnuje Stacji, sprawdzając, czy nic niepokojącego się nie dzieje i czy wszystko działa.

Do Wigilii przygotowują się także znajdujący się na drugim biegunie pracownicy Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego.

Tutaj trwa właśnie sezon letni, więc Boże Narodzenie wygląda nieco inaczej niż w Arktyce. Temperatura jest wtedy prawdziwie letnia, przynajmniej jak na antarktyczne warunki. Na Szetlandach Południowych, czyli tej części Antarktyki, w której znajduje się Stacja i gdzie poruszają się statki turystyczne, latem sięga ona od zera do 5 st. C, ale w bardzo ciepłe dni może być około 10 st. Celsjusza. Zupełnie inaczej niż w głębi kontynentu. Tam, nawet latem, temperatury sięgają minus 30 st. Celsjusza.

Polarnikom z Arctowskiego również trudno zobaczyć pierwszą gwiazdkę, jednak z zupełnie innego powodu. W środku lata w tej części świata ciemno w zasadzie się nie robi, a słońce zachodzi tylko na chwilę. Do godz. 1-2 w nocy można czytać książkę, a o godz. 3 słońce znowu się pojawia. Jeszcze bardziej na południe słońce nie zachodzi wcale – opowiadał w jednej z wcześniejszych rozmów z PAP biolog dr Mikołaj Golachowski.

W szczycie lata na Antarktydzie panuje też spory ruch. Pingwiny mają pisklęta, a foki szczenięta. Tłoczno i gwarno jest także na „Arctowskim”. W Stacji przebywa wtedy grupa zimująca i letnia, bywa, że przychodzą też polarnicy z innych krajów. W Wigilię naukowcy sprzątają Stację, a potem szykują uroczystą, wigilijną kolację.

Wigilijne menu nieco różni się jednak od tego tradycyjnego przede wszystkim dlatego, że czasem np. nie ma w nim karpia. Nie wszystkie potrawy da się odtworzyć, ale zaskakująco sporo – owszem. Jest też opłatek i są kolędy. Dzięki łączom satelitarnym można porozmawiać z bliskimi w Polsce, wysłać życzenia świąteczne kolegom z innych stacji badawczych. Wszyscy są elegancko ubrani i czują się trochę onieśmieleni bo przywykli do sportowych ubrań, które są najbardziej wygodne podczas pracy w Stacji i w terenie.

Zgodnie z kultywowaną przez lata tradycją o północy wszyscy wychodzą pod kapliczkę, znajdującą się kilkaset metrów od Stacji i czytają fragmenty Biblii. Polarnicy odwiedzają też grób fotografa przyrody Włodzimierza Puchalskiego, który umarł na Stacji pod koniec lat 70. i na niej został pochowany. 

PAP – Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska

ekr/ agt/

Źródło: https://naukawpolsce.pap.pl/